Obudziłem się wraz
z uderzaniem czymś w stalowe drzwiczki od pomieszczenia w którym się
znajdowałem. Co to było za pomieszczenie? Pewnie pomyślisz, że
zwariowałem, ale... Tak, właściwie to tak jest. Justin Drew Bieber,
niegdyś popularny, zabawowy chłopak pełen szczęścia i energii, teraz
siedzi w szpitalu psychiatrycznym bez możliwości wyjścia.. z izolatki.
Lekarze stwierdzili, że całkowicie postradałem zmysły, gdy zabiłem
swoich rodziców, a następnie próbowałem zabić i siebie. W sumie to
chyba mają rację. Nikt o zdrowej psychice nie zrobiłby czegoś takiego.
Szczerze to... Nawet sam jeszcze nie do końca wierzę w fakt, że to
zrobiłem... Że zraniłem osoby, które dały mi wszystko, i bez których
jestem nikim.
Leniwie wstałem z twardego, niewygodnego łóżka i jęknąłem z bólu. Wszystko bolało mnie od tych warunków. Plecy, stawy, oczy. Czułem się jak chomik w klatce. Podszedłem do drzwi i przykucnąłem, a ktoś wsunął mi jedzenie na tacy przez otwieraną szparę na dole. Kanapki z marmoladą i herbata, to chyba najnormalniejsza rzecz jaką dostałem w ostatnim czasie. Byłem głodny, bardzo, ale nie chciałem jeść. Czułem jak mój żołądek mnie o to prosił, ale dalej sobie tego odmawiałem. Miałem nadzieję, że gdy zasłabnę, to choć na chwilę przekierują mnie na inny oddział, gdzie ułożę się w normalnym łóżku i najzwyczajniej w świecie... Odpocznę. Marzyłem o oknie. O ponownym spojrzeniu na to wszystko, co jeszcze nie tak dawno mnie otaczało. Choć w sumie to... Nie wiadomo kiedy. Straciłem rachubę. Nie wiem nawet ile czasu już tutaj byłem.
Siedziałem skulony i patrzyłem na to, co mi podali. Czułem się jak zwierzę więzione w klatce, ale zapomniane i niekochane. Przetarłem swoją twarz brudnymi dłońmi i wahałem się, czy jednak nie skosztować tego co mi przyniesiono. Skąd miałem brudne ręce? Mój akt desperacji sprawił, że zacząłem próbować wydrapać ściany, czy też dziurę w podłodze. Wprawdzie było to niewykonalne, ale co innego mogłem zrobić? Paznokcie zdzierałem sobie do krwi, płakałem codziennie z bólu żołądka, czy stawów, bo nie otrzymywałem odpowiedniej ilości jedzenia i ruchu. Nikt się mną nie przejmował, dosłownie nikt. Wciągnąłem zapach herbaty, ciepłej herbaty. Nie chciałem już dłużej z tym walczyć, nawet głowa zaczęła mnie boleć, by naprawdę uświadomić mi, że porcja chociażby kilkunastu kalorii jest mi potrzebna. Chwyciłem kanapkę w obie dłonie i zjadłem ją bardzo wolno, by oszukać swój żołądek.
Nagle ktoś otworzył drzwi. Usłyszałem ten dźwięk i poczułem jak nadzieja w moim sercu rośnie. Tak, ta głupia nadzieja. Matka głupców z całego świata. Szybko podniosłem się z zimnej podłogi, ale po niedługiej chwili zacząłem czuć jak tracę władzę nad swoimi nogami. Złapałem się mocno małej, białej, brudnej szafki i przełknąłem głośno ślinę, zamykając oczy. Musiałem ustać na nogach, po prostu musiałem. Nagle poczułem jak adrenalina przechodzi przez całe moje ciało. Jedna z pielęgniarek rzuciła mi czyste ubrania na łóżko. Dlaczego się tak trzęsła? Czego się tak bała?
- Pomóż mi.. - powiedziałem cicho, patrząc na nią zeszklonymi oczami pełnymi niepokoju, tęsknoty i załamania.
- Nie. Nie mogę tego zrobić. - odpowiedziała stanowczo, szykując strzykawkę z kolejną dawką środka uspokajającego.
- Po co..? Przecież jestem spokojny... - mówiłem drżącym głosem, patrząc na kobietę w bieli i idealnym koku. Nie odpowiedziała. Gdzie ja w ogóle trafiłem?! To miejsce było legalne?! Zebrałem w sobie wszystkie siły i wybiegłem z pomieszczenia najszybciej jak tylko byłem w stanie. Biegłem, ale nie wiedziałem gdzie. Musiałem wyjść, odetchnąć, poczuć te czyste powietrze. Z wielkim trudem wbiegłem po nieoświetlonych schodach na górę, a gdy znalazłem się na wymarzonym parterze, zacząłem biec przed siebie, nie patrząc na nic. Miałem dość ciemnej izolatki bez okien i światła słonecznego.
Gdy byłem już blisko upragnionego celu, czyli drzwi wejściowych, jeden z ochroniarzy rzucił się na mnie i powalił gwałtownie na podłogę. Próbowałem się wyrwać, ale nie mogłem. Nacisk jego ciała był zbyt silny, a ja... Byłem kurduplem łatwym do zgniecenia. Krzyczałem z całych sił i jednocześnie płakałem. Było tak blisko. Może naprawdę byłem wariatem? Może naprawdę nie było mi pisane stąd wyjść?
- Dajcie mi wyjść. - mówiłem cicho przez płacz, gdy umięśniony mężczyzna dociskał moje nadgarstki do podłogi. Bolało mnie w tym momencie wszystko, adrenalina już nie działała. Zeszła ze mnie całkowicie. Czułem się jak totalny szaleniec. Wszyscy wokół patrzyli na mnie ze strachem, przerażeniem, czy zaciekawieniem, ale nikt nie chciał mi pomóc. Właśnie wtedy poczułem to jak umieram wewnętrznie. Wszystkie prawa człowieka jakie do tej pory posiadałem, zniknęły. Właśnie w tym momencie to odczułem. Gdzie moje prawo do wolności? Opinii? No gdzie? - Pozwólcie mi wyjść choć na chwilę. Proszę. - zamknąłem mocno powieki, by zatrzymać płacz, niestety nic to nie dało. Byłem bezsilny, nawet tego nie potrafiłem zatrzymać.
- Nie, Justin. Nie możesz stąd wyjść. Nie masz pozwolenia i nie sprawujesz się dobrze. Zawiodłeś dziś nas wszystkich. - powiedziała jedna z opiekunek ośrodka. - Ucieczka? Co ty sobie myślałeś?
- Chcę.. oddychać.. prawdziwym.. powietrzem.. Choć.. przez.. chwilę.. - mówiłem powoli, dławiąc się własnymi łzami. Nie wiedziałem co robić. Co mówić. Kłótnie nie miały sensu. Ja nie miałem sensu. Ośrodek nie miał sensu. Nic nie miało sensu.
- Oszalałeś?! Jesteś niebezpieczny! Nie masz pozwolenia na opuszczenie izolatki i niech to w końcu przemówi do twojego pustego łba, śmieciu! - krzyknął wyprowadzony z równowagi lekarz. Westchnąłem głęboko i pokiwałem głową na znak, że się poddaję. Nie chciałem już ciągnąć tego przedstawienia. Byłem niebezpieczny?
- Czy mogę już wstać? - mój ton mówienia ani trochę się nie uspokoił. Drżał tak samo jak moje ciało. Byłem zbyt zdenerwowany i wystraszony. Nie traktowano mnie tu jak człowieka. Byłem potworem. Ale.. Dlaczego?
Lekarze pomogli mi się podnieść. Zachwiałem się lekko na własnych nogach, w których odczułem ponowne mrowienie i spojrzałem na tłum wokół mnie. Popchnąłem ochroniarza w stronę zgromadzenia, po czym wybiegłem chcąc najzwyczajniej w świecie pooddychać. Naprawdę nawet tego mi nie wolno? Otworzyłem w biegu główne drzwi i upadłem plecami na suchą trawę gdzieś obok chodnika. Zakryłem oczy dłońmi i oddychałem najgłębiej jak tylko potrafiłem. Po chwili zacząłem czołgać się do krzaków, by nikt mnie nie znalazł. Musiałem korzystać z tej chwili jak najdłużej.
- Dają w kość, co nie?
Otworzyłem szeroko oczy, gdy usłyszałem ten głos. Rozejrzałem się uważnie w lewo, prawo, w dół, na górę. Nigdzie nikogo nie było. Kto to powiedział?!
- Nie wytrzymasz... Nikt nie wytrzymał do końca... Nie chcą, żebyś wytrzymał...
Zamarłem.
Leniwie wstałem z twardego, niewygodnego łóżka i jęknąłem z bólu. Wszystko bolało mnie od tych warunków. Plecy, stawy, oczy. Czułem się jak chomik w klatce. Podszedłem do drzwi i przykucnąłem, a ktoś wsunął mi jedzenie na tacy przez otwieraną szparę na dole. Kanapki z marmoladą i herbata, to chyba najnormalniejsza rzecz jaką dostałem w ostatnim czasie. Byłem głodny, bardzo, ale nie chciałem jeść. Czułem jak mój żołądek mnie o to prosił, ale dalej sobie tego odmawiałem. Miałem nadzieję, że gdy zasłabnę, to choć na chwilę przekierują mnie na inny oddział, gdzie ułożę się w normalnym łóżku i najzwyczajniej w świecie... Odpocznę. Marzyłem o oknie. O ponownym spojrzeniu na to wszystko, co jeszcze nie tak dawno mnie otaczało. Choć w sumie to... Nie wiadomo kiedy. Straciłem rachubę. Nie wiem nawet ile czasu już tutaj byłem.
Siedziałem skulony i patrzyłem na to, co mi podali. Czułem się jak zwierzę więzione w klatce, ale zapomniane i niekochane. Przetarłem swoją twarz brudnymi dłońmi i wahałem się, czy jednak nie skosztować tego co mi przyniesiono. Skąd miałem brudne ręce? Mój akt desperacji sprawił, że zacząłem próbować wydrapać ściany, czy też dziurę w podłodze. Wprawdzie było to niewykonalne, ale co innego mogłem zrobić? Paznokcie zdzierałem sobie do krwi, płakałem codziennie z bólu żołądka, czy stawów, bo nie otrzymywałem odpowiedniej ilości jedzenia i ruchu. Nikt się mną nie przejmował, dosłownie nikt. Wciągnąłem zapach herbaty, ciepłej herbaty. Nie chciałem już dłużej z tym walczyć, nawet głowa zaczęła mnie boleć, by naprawdę uświadomić mi, że porcja chociażby kilkunastu kalorii jest mi potrzebna. Chwyciłem kanapkę w obie dłonie i zjadłem ją bardzo wolno, by oszukać swój żołądek.
Nagle ktoś otworzył drzwi. Usłyszałem ten dźwięk i poczułem jak nadzieja w moim sercu rośnie. Tak, ta głupia nadzieja. Matka głupców z całego świata. Szybko podniosłem się z zimnej podłogi, ale po niedługiej chwili zacząłem czuć jak tracę władzę nad swoimi nogami. Złapałem się mocno małej, białej, brudnej szafki i przełknąłem głośno ślinę, zamykając oczy. Musiałem ustać na nogach, po prostu musiałem. Nagle poczułem jak adrenalina przechodzi przez całe moje ciało. Jedna z pielęgniarek rzuciła mi czyste ubrania na łóżko. Dlaczego się tak trzęsła? Czego się tak bała?
- Pomóż mi.. - powiedziałem cicho, patrząc na nią zeszklonymi oczami pełnymi niepokoju, tęsknoty i załamania.
- Nie. Nie mogę tego zrobić. - odpowiedziała stanowczo, szykując strzykawkę z kolejną dawką środka uspokajającego.
- Po co..? Przecież jestem spokojny... - mówiłem drżącym głosem, patrząc na kobietę w bieli i idealnym koku. Nie odpowiedziała. Gdzie ja w ogóle trafiłem?! To miejsce było legalne?! Zebrałem w sobie wszystkie siły i wybiegłem z pomieszczenia najszybciej jak tylko byłem w stanie. Biegłem, ale nie wiedziałem gdzie. Musiałem wyjść, odetchnąć, poczuć te czyste powietrze. Z wielkim trudem wbiegłem po nieoświetlonych schodach na górę, a gdy znalazłem się na wymarzonym parterze, zacząłem biec przed siebie, nie patrząc na nic. Miałem dość ciemnej izolatki bez okien i światła słonecznego.
Gdy byłem już blisko upragnionego celu, czyli drzwi wejściowych, jeden z ochroniarzy rzucił się na mnie i powalił gwałtownie na podłogę. Próbowałem się wyrwać, ale nie mogłem. Nacisk jego ciała był zbyt silny, a ja... Byłem kurduplem łatwym do zgniecenia. Krzyczałem z całych sił i jednocześnie płakałem. Było tak blisko. Może naprawdę byłem wariatem? Może naprawdę nie było mi pisane stąd wyjść?
- Dajcie mi wyjść. - mówiłem cicho przez płacz, gdy umięśniony mężczyzna dociskał moje nadgarstki do podłogi. Bolało mnie w tym momencie wszystko, adrenalina już nie działała. Zeszła ze mnie całkowicie. Czułem się jak totalny szaleniec. Wszyscy wokół patrzyli na mnie ze strachem, przerażeniem, czy zaciekawieniem, ale nikt nie chciał mi pomóc. Właśnie wtedy poczułem to jak umieram wewnętrznie. Wszystkie prawa człowieka jakie do tej pory posiadałem, zniknęły. Właśnie w tym momencie to odczułem. Gdzie moje prawo do wolności? Opinii? No gdzie? - Pozwólcie mi wyjść choć na chwilę. Proszę. - zamknąłem mocno powieki, by zatrzymać płacz, niestety nic to nie dało. Byłem bezsilny, nawet tego nie potrafiłem zatrzymać.
- Nie, Justin. Nie możesz stąd wyjść. Nie masz pozwolenia i nie sprawujesz się dobrze. Zawiodłeś dziś nas wszystkich. - powiedziała jedna z opiekunek ośrodka. - Ucieczka? Co ty sobie myślałeś?
- Chcę.. oddychać.. prawdziwym.. powietrzem.. Choć.. przez.. chwilę.. - mówiłem powoli, dławiąc się własnymi łzami. Nie wiedziałem co robić. Co mówić. Kłótnie nie miały sensu. Ja nie miałem sensu. Ośrodek nie miał sensu. Nic nie miało sensu.
- Oszalałeś?! Jesteś niebezpieczny! Nie masz pozwolenia na opuszczenie izolatki i niech to w końcu przemówi do twojego pustego łba, śmieciu! - krzyknął wyprowadzony z równowagi lekarz. Westchnąłem głęboko i pokiwałem głową na znak, że się poddaję. Nie chciałem już ciągnąć tego przedstawienia. Byłem niebezpieczny?
- Czy mogę już wstać? - mój ton mówienia ani trochę się nie uspokoił. Drżał tak samo jak moje ciało. Byłem zbyt zdenerwowany i wystraszony. Nie traktowano mnie tu jak człowieka. Byłem potworem. Ale.. Dlaczego?
Lekarze pomogli mi się podnieść. Zachwiałem się lekko na własnych nogach, w których odczułem ponowne mrowienie i spojrzałem na tłum wokół mnie. Popchnąłem ochroniarza w stronę zgromadzenia, po czym wybiegłem chcąc najzwyczajniej w świecie pooddychać. Naprawdę nawet tego mi nie wolno? Otworzyłem w biegu główne drzwi i upadłem plecami na suchą trawę gdzieś obok chodnika. Zakryłem oczy dłońmi i oddychałem najgłębiej jak tylko potrafiłem. Po chwili zacząłem czołgać się do krzaków, by nikt mnie nie znalazł. Musiałem korzystać z tej chwili jak najdłużej.
- Dają w kość, co nie?
Otworzyłem szeroko oczy, gdy usłyszałem ten głos. Rozejrzałem się uważnie w lewo, prawo, w dół, na górę. Nigdzie nikogo nie było. Kto to powiedział?!
- Nie wytrzymasz... Nikt nie wytrzymał do końca... Nie chcą, żebyś wytrzymał...
Zamarłem.
Woah... To było naprawdę ciekawe doświadczenie. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł, że zachowuje się normalnie a mimo to, jest więziony. Trochę taka aluzja do dzisiejszych czasów. Mam nadzieję, że następny rozdział równie mile mnie zaskoczy. Czekam na więcej :D
Dziękuję Kinga.<3
UsuńTwój komentarz wiele dla mnie znaczy, co już oczywiście wiesz.
Wow, świetny pomysł! Nie wiem co napisać, bo aż zaniemówiłam... Jestem niezmiernie ciekawa jak to się dalej potoczy! Czekam na następny rozdział <3 I tylko mam taką jedną małą uwagę, nie wiem czy to tylko ja mam takie oczy czy co, ale trochę źle mi się czyta przez biały cień rzucany przez białe litery, litery są bardzo jasne i "ostre" same w sobie, bo są białe, a cień jeszcze bardziej je rozświetla, przez co na początku myślałam, że mam rozmazany obraz, ale potem spojrzałam na komentarze na czarnym tle i okazało się, że nie straciłam wzroku :-D Taka trochę maruda ze mnie, wiem :-D Kończę już marudzić i jeszcze raz chwalę rozdział xD Także.. do następnego ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Zixi
Następnego dnia miałam właśnie poprawiać te nieszczęsne cienie w poście, bo gdzieś zgubiłam ten wers w html'u no i pogonili mnie z internetu. Zmiany zostały wprowadzone, by czytało się lepiej.
UsuńBardzo dziękuję za miłą opinię i bardzo się cieszę, że zyskałam kolejnego czytelnika. To znaczy dla mnie wszystko. Bardzo, bardzo dziękuję.
Powiem, że jestem w szoku. Justin jako ciemny charakter, to musi być ciekawe połączenie ;)
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział bardzo mi się spodoba i jestem ciekawa jak potoczy się jego życie, jak tylko wyjdzie z psychiatryka.
Informuj mnie o nowych rozdziałach i zapraszam do mnie xx
http://isabellebailey.blogspot.com/
Bardzo dziękuję:) Z chęcią poinformuję i dziękuję za komentarz. :) Na pewno odwiedzę Twojego bloga. <3
UsuńRozdział świetny !! Czekam na nexta z niecierpliwością <3 Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję. <3 Wiele to dla mnie znaczy, naprawdę. x
UsuńNo dziewczyno, brawo za kreatywność! Nieczęsto spotykam się z takim rodzajem fanfka z Justinem. No i nie jest to romans! :D Jak na razie przynajmniej.
OdpowiedzUsuńJedyneczka zdumiewająca. Mam nadzieję, że mnie zaciekawisz kolejnymi rozdziałami, bo póki co świetnie Ci to idzie c;
Weny, kochana.
xxo.
Bardzo, ale to bardzo dziękuję za tak pozytywną opinię. To znaczy dla mnie wszystko. Oczywiście masz rację, nie jest to romans. x
UsuńBardzo mi się podoba to opowiadanie. Czekam na next part. :))
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za pozytywną opinię. Bardzo, bardzo.
UsuńWow! Nareszcie doczekałam się jakiegoś fanfica o oryginalnej fabule. Czekam na kolejny i zapraszam do siebie http://myskyparadise.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo mi miło. Starałam się właśnie o oryginalną fabułę, ale bałam się, że nikt nie będzie chciał czytać. Bardzo dziękuję. Na pewno odwiedzę Twojego bloga. <3
UsuńEj!! Świetny naprawde!! Kiedy kolejny? Nie wiem czy duzo czytałas na temat psychiatryka czy cos ale to jest naprawde okropne miejsce. Uwazajcie na siebie! Kochajcie życie i nie pakujcie sie tamm, ja bylam miesiac i kazdy dzien pamietam dokladnie. Mega trauma, a tu juz rok minął :( PS. DODAWAJ KOLEJNY ROZDZIAL *_*
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro skarbie, że musiałaś doświadczyć czegoś takiego. Jeśli chodzi o czytanie.. Nie, nie czytałam o tych miejscach. Chodzi o moją własną fikcję literacką i ten ośrodek psychiatryczny z pewnego celu musi tak wyglądać. Bardzo Ci dziękuję za tę pozytywną opinię. <3 To znaczy dla mnie wszystko
Usuń