Julien czyt. Żulię
Promienie słoneczne uderzyły w moje oczy przez co od razu się przebudziłem. Tak, promienie słoneczne. Nic innego. Te światło było takie cudowne. Otworzyłem oczy szerzej, by rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Duża biała szafka z lekami przede mną. W sumie to wszystko było białe. Ściany były białe. Meble były białe. Ja na jakimś normalnym łóżku. Nie, nie byłem biały. Po prostu znajdowałem się na najwygodniejszej rzeczy w ostatnim czasie. Ten idealny materac, który obejmował każdy z moich pośladków. I o rany, jakiś gostek na krześle.
- Kurwa mać! - krzyknąłem głośno, podrywając się gwałtownie. Ał, moje plecy. Moje żyły. Moje żyły?! Miałem kroplówkę?! - Tak! - wydarłem się jak rozradowany kretyn.
- Z czego się tak niby cieszysz, co? - zapytał mało uprzejmym głosem chłopak siedzący obok mnie.
- Trafiłem do tej pieprzonej lecznicy, czy jak to się tam zwie. Opuściłem moją izolatkę!
Chłopak patrzył na mnie wyjątkowo zdziwionym wzrokiem. Jakby nie wiedział nic o świecie. Jego oczy były puste. Sam nagle dostałem przez niego doła, a moja radość uciekła.
- Dlaczego tu siedzisz? - spytałem po chwili.
- To jest moja sala.
- Czemu nie masz łóżka?
- Bo ty na nim śpisz.
- Wybacz... - odpowiedziałem wyraźnie zmieszany i poprawiłem się trochę na tym wygodnym łóżku. Mimo luksusów miałem poczucie winy. Zabrałem komuś pokój. Miejsce. Co jeśli miał gorsze problemy niż ja? I widzicie wszystkie pieprzone klauny ze szkoły? Justin Drew Bieber też ma sumienie. Ha! Nagle przez drzwi przeniknęła Rosella. Wiedziałem. Leci na mnie.
- Cześć, Rose. - powiedziałem ze słodkim uśmiechem.
- Nie pora na witanie się. Julien jest wściekły. - usiadła obok mnie i złapała mocno moją dłoń. Jej ucisk był tak mocny. Dopiero wtedy zrozumiałem powagę sytuacji. Naprawdę był zły. Im mogła stać się krzywda. - Dowiedział się, że wykradłeś papiery. - powiedziała cicho.
- Super.. - spojrzałem w bok, tamtego chłopaka już nie było. To miejsce było bardziej przerażające niż opisywali. Mamo, zabierzcie mnie stąd. Patrzyłem jak wryty na puste krzesło. Kim on był? Kolejny duch? Zabrałem mu łóżko? Zakłóciłem jego pokój? Spokój?! Kolejny będzie na mnie polował?!
- Norman, nie chowaj się. - powiedziała cicho Rosella, patrząc w stronę szafki. Nie rozumiałem już nic. Znali się? To jeden wielki sen? - Jest niegroźny. Musimy mu pomóc. -dodała po chwili.
- O co chodzi? - Norman skrzyżował ręce. Stał jakiś mało zadowolony.
- Sami jeszcze nie do końca wiemy. Dostaliśmy wiadomość, że Julien pragnie jego ciała do normalnego chodzenia po Ziemi.
- Po co mu to?
- Nie wiem. Ale na pewno do niczego dobrego. Nie znam lepszego pojęcia zła niż dwa słowa, a mianowicie Julien Cluzet.
- Wróćmy do mnie. Ktoś chce mnie zamordować dla własnych celów! - krzyknąłem przerażony. Nie podobała mi się cała ta sytuacja. Praktycznie nic nie mogłem zrobić. Plan Julien mógł wypalić w każdej chwili. Mogłem się tego nawet nie spodziewać. Strach tak bardzo mnie pochłonął, że nie myślałem logicznie, choć wtedy powinienem. Zastanawiałem się co z Khloe. Gunnerem. Czy nic im nie jest. W durny sposób ich polubiłem. Zaczęło zależeć mi na duchach. To było takie głupie.
***
- Słuchałeś mnie w ogóle? - Norman popatrzył na mnie z żalem.
- Co?
- No właśnie.
- Zamyśliłem się. Przepraszam. - odstawiłem pustą miskę na stolik. - Co tu robisz, hm?
- Umarła mi mama. - powiedział cicho szatyn i zaczął bawić się nerwowo palcami. Wyciągnąłem w jego stronę pięść, by przybił mi żółwika, ale jakoś nie bardzo miał ochotę na rozluźnienie sytuacji. Stwierdziłem, że raczej go nie polubię. Był taki.. Dziwny. Nie mój typ człowieka. Z niczego się nie śmiał. Jakby ktoś z niego życie wyssał... a... No tak...
- I co? - zapytałem, a ten posłał mi mordercze spojrzenie. Okay, okay. Źle sformułowane pytanie. Dziesięć klapsów od Roselli dla pana w białej podkoszulce, woo! Dla mnie, oczywiście. Nie dla ciebie. Gówno mnie obchodzi czy masz teraz na sobie białą podkoszulkę. Czy siedzisz w tramwaju lub w metrze. O, a może jesteś w przebieralni i czekasz, aż mama przyniesie ci wieszak z jakimiś obcisłymi spodniami?
- I się zgubiłem.
- Ty się zgubiłeś? Czy mama się zgubiła?
- Ja się zgubiłem! Pogubiłem! - krzyknął zapłakany. Delikatnie poklepałem dłonią jego plecy. Słabe
pocieszenie, ale zawsze jakieś. Nie umiałem pocieszać ludzi. Najwidoczniej miałem to po ojcu. - Odeszła.. Zostawiła mnie.. - rozpłakał się.- Była dla mnie całym światem. Nie poradziłem sobie z jej śmiercią. Trafiłem tutaj. I było jeszcze gorzej. Zabiłem się. Chciałem być przy niej, ale.. ale Bóg nie był po mojej stronie.. I męczę się tutaj!
- Rozumiem, Norman. - powiedziałem cicho i od razu skrzywiłem. Imię Norman kojarzyło mi się z moim dziadkiem. Zawsze opowiadał mi o tej dziwnej broni nad kominkiem i polowaniach na dziki na.. - Kurwa mać! - krzyknąłem głośno.
- Hm? - chłopak szybko się odsunął. Był zdziwiony moja złością. Też bym był.
- Dziadek zabił mi przyjaciółkę. - powiedziałem cicho i zacząłem z nerwów wykręcać palce na wszystkie strony. Było tylko gorzej. Wszystko wychodziło na jaw. Po tylu latach. Może jeszcze się dowiem, że ten Julien to jakiś mój bliźniak? Nie. To by było zbyt chore.
- Przykro mi... - Norman od razu mnie do siebie przytulił.
- Stary, to gejowskie... - wyszeptałem w jego niebieski sweterek. - Przestań...
***
Minęło kilka dni. Znów trafiłem do izolatki. Miejsce nic się nie zmieniło. Znów było brudno, śmierdziało. Tylko Waldek został zaniedbany. Tak... Znalazłem trupa pod łóżkiem. Podejrzewam, że to robota Gunnera, ponieważ Rosella przyznała mi któregoś razu, że boi się szczurów, pilnując mnie w lecznicy. Tak, nazywam to lecznica, choć nawet nie wiem dlaczego. Nie pomagali. Wielu ludzi nawet z niej nie wróciło. Dziwne. Nawet bardzo.
Gunner i Rosella poszli zawołać Normana, tak jak o to poprosiłem. Niestety ja nie miałem zajebistej zdolności przenikania przez drzwi. W sumie szkoda. Musi być fajna jazda. Patrzyłem uważnie na Khloe siedzącą w kacie. To dziwnie zabrzmi, ale dosłownie rozpromieniała tamtą część pomieszczenia. Nuciła cicho i bardzo przyjemnie. Melodia idealna. Wtedy zrozumiałem, że bardzo długo nie słuchałem muzyki. Nie wiedziałem teraz jaka muzyka była na topie. Kto wygrywał gale i zdobywał nagrody. To po prostu przestało mieć znaczenie.
- Pięknie śpiewasz. - szepnąłem po chwili, a ona drgnęła. - Nie chciałem cię przestraszyć. Po prostu stwierdziłem fakt. - patrzyłem na nią uważnie. - Jesteś taka delikatna...
Nie odpowiedziała. +10 za kulturę dla cudownej Khloe.
- Ej no mówię do ciebie. - burknąłem po chwili.
- Przepraszam... - odpowiedziała cicho, a jej delikatne dłonie pogładziły jej ramiona.
- Nic się nie stało.
- Naprawdę przepraszam. - dziewczyna zaczęła cicho płakać.
- Um.. Możesz powiedzieć o co ci chodzi? Bo raczej nic ci nie zrobiłem...
Płakała dalej.
- Mówię do ciebie.
Kolejne łzy.
- To se rycz. - odwróciłem się twarzą do ściany. To było denerwujące. Niby kruche dziewczyny są spoko, ale to była przesada. Poczucie winy jednak zżerało mnie od środka. Wstałem z miejsca i usiadłem obok niej, po czym przytuliłem ją mocno do siebie.
- Nie mów do mnie już nic.. Nigdy więcej.
Okay, była dziwna.
- Nigdy. - powtórzyła.
Mam odpowiedzieć?
- Przenigdy.
Nakręcasz mnie na odpowiedź.
- Nic do mnie nigdy nie mów. - wtuliła się we mnie mocno.
- Bo?
- Bo na to nie zasługuję. Nie zasługuję na czyjąś uwagę.
Okay, rąbnięta worem po mące
- Czemu tak uważasz?
- Całe życie mi to mówili... - jej ręce okropnie drżały. Naprawdę było coś z nią nie tak. No cóż, skoro była jedną z pacjentów. - Nie zasługiwałam na rodziców.. Znajomych.. Na nic..
- Co ty gadasz? - przeczesałem jej włosy i złożyłem czuły pocałunek na jej czole. Było mi jej szkoda. Jej głos drżał chyba bardziej niż całe jej ciało. Do tej pory czuła strach, ale... Przed czym?
- W moim liceum nie było łatwo. Wszyscy byli okrutni.
Wtedy do mnie dotarło. Biedna dziewczyna, musiała przechodzić przez to samo co kujony z mojej szkoły. No, ale.. Chwila moment.. Ona była piękna. Jak mogli się z niej nabijać? Da się w ogóle? Była słodka, krucha, delikatna. Nieszkodliwa istota. No tak, najłatwiejszy obiekt do tortur.
Po chwili drzwi się otworzyły. Szczęśliwy podbiegłem do nich, ale widok mnie nie ucieszył. Przede mną znajdował się wysoki mężczyzna. Miał blond włosy i miał nieco starszą twarz od mojej. Czułem bijący od niego gorąc. Przeraziłem się. To musiał być on.
- Julien... - powiedziałem cicho i odsunąłem się szybko. Niefortunnie upadłem na podłogę, a ten nacisnął butem na moja klatkę piersiową. Nie mogłem złapać oddechu. Jak on mógł być tak silny? Khloe po prostu zniknęła.
Byłem z nim sam.
Byłem przerażony.
Nie zdążyłem?
***
Mam okropne poczucie winy, ponieważ nie dodawałam rozdziału przez miesiąc. To straszne, że tak Was zaniedbałam. Czuję się okropnie. Bardzo Was przepraszam. Jest mi wstyd.